Kulturowa płaszczyzna globalizacji ustrukturalizowana jest na osi centrum – półperyferie – peryferie. W centrum usytuowani są globalni nadawcy dóbr i wartości kulturowych, półperyferie zajmują mniej więcej tę część kulturowej areny globalizacji, gdzie odbywa się zarówno recepcja wartości i dóbr kultury będących w obiegu globalnym, jak i emisja dóbr i wartości w skali regionalnej. Na peryferie zaś składają się te części areny kulturowej, gdzie przeważa recepcja dóbr i wartości kultury z obiegu globalnego i regionalnego pospołu. Nie oznacza to, że na peryferiach nie powstają oryginalne dobra i wartości kultury, jak to tylko, że ich obieg ograniczony jest niemal wyłącznie do lokalnego kręgu kulturowego i poza tym kręgiem jest nieznany. Jedynym, ale niezwykle istotnym wyjątkiem od tej reguły jest internet, który tworzy zupełnie nową, zdecentralizowaną przestrzeń dyfuzji kulturowej i globalnego obiegu informacji.
Jednak mimo decentralizacyjnych tendencji, wprowadzanych przez internet, i tutaj mamy do czynienia z wyraźną metropolizacją przestrzeni, w której przebiega proces globalizacji kultury, jednak w odróżnieniu od metropolizacji areny ekonomicznej, tutaj metropolie ?rdzenia” globalnego obiegu dóbr i wartości kultury mieszczą się niemal bez wyjątku w jednym, a mianowicie – zachodnim kręgu kulturowym.
Na arenie kulturowej językiem komunikacji globalnej staje się angielski, który dziś spełnia podobne funkcje jak łacina w średniowieczu, jednak w odróżnieniu od średniowiecznej łaciny dzisiejszy angielski nie jest językiem martwym, co stawia kraje anglosaskie w uprzywilejowanej sytuacji. Dobra i wartości kultury powstające w tym języku są niejako z definicji gotowe do globalnego obiegu, nie muszą bowiem borykać się z barierą językową, która ogranicza analogiczne produkty powstające w innych językach i spycha je do obiegu lokalnego, a w najlepszym razie – regionalnego. Produkty kulturowe, powstające w tym języku, mają ponadto do dyspozycji globalne sieci dystrybucyjne (książek, filmów, muzyki popularnej, itd.) oraz globalne sieci telewizyjne, które poprzez coraz bardziej wyspecjalizowane kanały tematyczne docierają w tym samym realnym czasie do najbardziej odległych zakątków globu.
Globalna kultura masowa jest dzisiaj w istocie kulturą anglosaską lub zawiera elementy innych kultur przetłumaczone na anglosaski idiom kulturowy, jedynie muzyka i plastyka, jako sztuki asemantyczne, nie są ograniczane tą barierą i łatwiej trafiają do obiegu globalnego nawet wówczas, gdy powstają na półperyferiach lub peryferiach areny kulturowej.
Arena globalizacji kultury nie jest więc ani miejscem spotkania (i ewentualnego dialogu) głównych kręgów kulturowych świata, ani też tworzeniem się nowej, kosmopolitycznej czy globalnej jakości kulturowej, powstającej w wyniku mieszania się elementów z różnych kręgów kulturowych. Jest to raczej ekspansywny monolog jednej tylko, a mianowicie euroatlantyckiej (a ściślej – przede wszystkim anglosaskiej, a jeszcze ściślej – amerykańskiej) kultury w wydaniu rynkowym. Paradoksalnie, elementy synkretyzmu kulturowego czy kosmopolityzacji kultury pojawiają się w wielokulturowych metropoliach centrum areny kulturowej, a nie na peryferiach, które wprawdzie są jedynie odbiorcami globalnego obiegu dóbr i wartości kultury, ale odbiorcami bardzo selektywnymi i powierzchownymi.
Takie ukształtowanie się areny globalizacji kultury nie jest naturalnie swoistą zmową dzisiejszych elit krajów rdzenia, lecz rezultatem długiego procesu historycznego, na który zwraca uwagę krytyk współczesnej westernizacji świata Wallerstein. Powołując się na studia orientalistów, stwierdza on, że złożone i wysokie kultury islamu, Indii czy Chin były historycznie zamrożone i nie podlegały ewolucji. Kultura Zachodu wkroczyła w okres modernizacji, inne zaś kultury nie dokonały tego kroku. W konsekwencji bycie nowoczesnym stało się synonimem westernizacji w sensie kulturowym. Jeśli w innych kręgach kulturowych proces modernizacji nie polegał na przyjmowaniu zachodniej, czyli chrześcijańskiej religii, to przynajmniej wiązał się z akceptowaniem nowoczesnego języka komunikacji (czyli języka zachodniego, najczęściej – angielskiego). Jeśli nawet nie przyjmowano języka, to ? aby wejść w erę nowoczesności – akceptować musiano zachodnią technologię, która ? jak zakładano – opierała się na uniwersalnych zasadach nowoczesnej nauki. A zatem podział na centrum i peryferie w obecnym jego kształcie stał się w pewnym sensie nieuchronny w momencie, w którym inne kręgi kulturowe zaakceptowały definicję nowoczesności, sformułowaną w zachodnim kręgu kulturowym; definicję, której ogromna siła perswazyjna wynikała z niewątpliwych, bo empirycznie obserwowalnych, przewag technologicznych Zachodu. Nieuchronne też stało się uznanie języka angielskiego jako środka globalnej komunikacji, ze wszystkimi kulturowymi konsekwencjami z tego wynikającymi.
Źródło: E. Wnuk-Lipiński, Świat międzyepoki: globalizacja, demokracja, państwo narodowe, Kraków 2004.